Jeszcze zanim polubiłam pisanie, uwielbiałam stukać na maszynie. Pamiętam, jak w wieku trzech lat odwiedziłam babcię Adele w Ponce Inlet, w stanie Floryda. Babcia miała elektryczną maszynę do pisania firmy IBM. Wydała mi się ona najbardziej fascynującą zabawką na świecie – podobał mi się dzwoneczek, wydawane przez maszynę dźwięki, dotyk klawiszy pod palcami, a szczególnie przycisk kasujący tekst. Babcia Adele zaopatrywała mnie w stertę papieru, dostarczając mi zajęcia na wiele godzin. Zapełniałam tekstem kolejne strony – zwykle był on pozbawiony sensu, ale czasami wypisywałam swoje imię lub listy znanych mi słów. Nie pamiętam, kiedy bzdury zamieniły się w coś bardziej uporządkowanego i przypominającego opowieść. To się po prostu stało. Pierwsze moje opowieści były autobiograficzne, ponieważ w tym wieku sama dla siebie byłam najbardziej intrygującym tematem. Jednak nawet te autobiograficzne teksty zawierały mnóstwo elementów fikcyjnych. Czasami zostawiałam wolne miejsce na ilustracje i zszywałam ze sobą strony, gdy „książka” była gotowa. Przez wiele lat do tego właśnie ograniczała się moja literacka kariera.
Kiedy miałam jakieś osiem lat, nauczyłam się w szkole pisania bezwzrokowego i w nagrodę dostałam komputer. Zaczęłam pisać pierwsze sztuki i długi czas myślałam, że zostanę dramaturgiem. Przez wiele lat udawało mi się pisać wszystko za wyjątkiem powieści – namiętnie odpisywałam na listy, pierwszorzędnie przepisywałam teksty, byłam też zawodową scenarzystką (właściwie nadal nią jestem), recenzentką muzyki młodzieżowej, przeciętną autorką prac naukowych i, rzecz jasna, dramaturgiem. Tak więc chociaż nie byłam powieściopisarką, zawsze coś pisałam. Właściwie nigdy nie czułam szczególnego powołania do powieściopisarstwa. Dokładnie pamiętam, jak pół roku przed rozpoczęciem pracy nad Gdzie Indziej powiedziałam swojej przyjaciółce, że NIGDY nie napiszę powieści. A później wpadłam na pomysł Gdzie Indziej, który jakoś nie pozwalał się wtłoczyć w ramy sztuki czy scenariusza. Od początku wydawał mi się okropnie „powieściowy” i chociaż miałam lekkiego pietra, zasiadłam przed komputerem i zaczęłam pisać. Na szczęście lubiłam pisać na maszynie, dzięki czemu przelanie na papier historii Liz przyszło mi z łatwością. Chociaż nadal tworzę scenariusze, od chwili powstania Gdzie Indziej napisałam dwie inne powieści. Z radością donoszę, że wciąż uwielbiam dźwięk stukania w klawisze.
Gabrielle mieszka w Nowym Jorku. Ma zadziwiająco ekspresyjnego psa - ośmioletniego mopsa wabiącego się Mrs. DeWinter.
Źródło: www.teenreads.com