Po złożeniu ofiary Ciemności Jaenelle Angelline panuje jako Królowa Ebon Askavi, strażniczka Królestwa Cieni. Aby ochronić swój lud i ziemię przed skażonymi Krwawymi musi stoczyć bitwę, wyzwolić straszliwą moc Czarownicy i na zawsze zniszczyć wszystkich swoich wrogów.Jednak do walki nie może stanąć sama. Do królestwa przybywa oswobodzony z szaleństwa Daemon, przeznaczony jej Małżonek. Jego bezgraniczna miłość cementuje Ciemny Dwór i umacnia rządy Jaenelle, jednak nawet ich wspólna siła może być niewystarczająca, by powstrzymać nadciągające zło.Tylko największa ofiara ze strony Jaenelle może ocalić tych, których kocha i królestwo, które przysięgła strzec.
Rozdział pierwszy
1. Terreille
Dorothea SaDiablo, Arcykapłanka terytorium o nazwie Hayll, powoli wspinała się na schody prowadzące na dużą drewnianą platformę. Była wczesna jesień, pogodny poranek, a Draega, stolica Hayll, leżała daleko na południu, więc dni nadal były ciepłe. Dorothea pociła się pod ciężkim, czarnym płaszczem, który okrywał jej ciało. Ukryte pod kapturem włosy miała mokre, swędziała ją szyja. Ale to było bez znaczenia. Za kilka minut będzie mogła zdjąć płaszcz.
Kiedy wspięła się na platformę, zobaczyła nieregularny, okryty całunem kształt, ułożony w pobliżu zebranego tłumu, i zaczęła oddychać płytko przez usta. Idiotyzm. Użyła przecież wszystkich znanych sobie zaklęć, żeby przed nadejściem odpowiedniej pory utrzymać w tajemnicy to, co znajdowało się pod całunem. Unormowała oddech, przeszła przez platformę i stanęła opodal swojej niespodzianki.
Królowe terytoriów Królestwa Terreille obserwowały ją nieufnie i z urazą. Zażądała, aby każda z nich przywiozła ze sobą dwie najsilniejsze królowe prowincji oraz wszystkich Książąt Wojowników, którzy im służyli. Wiedziała, że wiele królowych, szczególnie z terytoriów położonych daleko na zachodzie, spodziewa się pułapki.
No cóż, suki miały rację. Ale jeśli w odpowiedni sposób podrzuci im przynętę, same wpadną w potrzask.
Uniosła ręce. Pomruki tłumu ucichły. Użyła Fachu, aby uczynić swój głos donośnym, tak by mogli ją usłyszeć wszyscy zebrani, i zrobiła kolejny ruch w zabójczej walce o władzę.
– Siostry i bracia, wezwałam was tutaj dziś, by was ostrzec. Dokonałam ostatnio straszliwego odkrycia, które zagraża wszystkim Krwawym w całym Królestwie Terreille.
W przeszłości popełniłam wiele niewymownie okrutnych czynów. Na mnie spada odpowiedzialność za niszczenie królowych i najlepszych mężczyzn w całym królestwie. Wzbudziłam w Krwawych strach, chcąc uzyskać władzę nad Terreille. Ja, Arcykapłanka, która wie lepiej niż ktokolwiek inny, że kapłanka nigdy nie zastąpi królowej, bez względu na to, jak jest utalentowana i jak silna w Fachu.
Przez resztę życia będę dźwigać smutek i ciężar mych czynów. Ale powiem wam jedno: ZOSTAŁAM WYKORZYSTANA! Kilka tygodni temu, kiedy utkałam splątaną Sieć snów i wizji, niechcący przedarłam się przez psychiczną barierę, która otaczała mnie od wieków, odkąd zostałam Arcykapłanką Hayll. Przedarłam się przez tę umysłową mgłę i wreszcie ujrzałam to, co od dawna usiłowały mi powiedzieć moje splątane Sieci.
Jest ktoś, kto pragnie zdobyć władzę nad Terreille. Jest ktoś, kto chce podporządkować sobie wszystkich Krwawych w królestwie. Ale tym kimś nie jestem ja. Ja byłam tylko narzędziem tego potwora, który pragnie zniszczyć nas i pożreć i który bawi się nami jak kot myszą, nim zada jej śmiertelny cios. Ten potwór ma imię – a to imię od tysięcy lat wzbudza strach, i to z wielu powodów. Tym, który chce nas zniszczyć, jest Książę Ciemności, Wielki Lord Piekła!
W tłumie rozległy się niepewne pomruki.
– Wątpicie w moje słowa? – krzyknęła Dorothea. Zerwała z siebie płaszcz i cisnęła go na ziemię. Rzadkie, białe włosy, które zaledwie kilka tygodni temu były gęste i czarne, opadły jej na ramiona. Wykrzywiła obwisłą, pooraną zmarszczkami twarz. Jej złociste oczy pełne były łez. Szemranie tłumu zmieniło się w zdumione okrzyki. – Patrzcie, co się ze mną stało, kiedy próbowałam się uwolnić z jego podstępnego zaklęcia! Patrzcie na mnie. Oto cena, jaką zapłaciłam za to, by móc was ostrzec przed niebezpieczeństwem!
Przycisnęła dłoń do piersi, walcząc o oddech.
Podszedł do niej Zarządca Dworu i delikatnie podtrzymał ją za ramię.
– Musisz przestać, pani. To dla ciebie za ciężka próba.
– Nie – wydyszała Dorothea. Nadal wzmacniała głos za pomocą Fachu. – Muszę im wszystko powiedzieć, póki jestem w stanie. Mogę nie mieć następnej szansy. Kiedy on zrozumie, że o nim wiem…
Tłum ucichł.
Dorothea opuściła rękę i wyprostowała się, ignorując ból kręgosłupa.
– Nie byłam jedynym narzędziem Wielkiego Lorda Piekła. Są wśród was tacy, którzy mieli nieszczęście gościć na swoich dworach Daemona Sadiego i Lucivara Yaslanę. Niech mi Ciemność wybaczy, wysyłałam te potwory na słabe terytoria i z tego powodu umierały królowe. Czasami Sadi i Yaslana niszczyli całe dwory. Podobnie jak Prythian, Arcykapłanka Askavi, myślałam, że czynię to z własnej woli, w nadziei, iż będę się mogła nimi posłużyć. Ale zmanipulowano nas obie, kazano nam ich wysyłać na te terytoria, ponieważ są to synowie Wielkiego Lorda! To nasienie bestii, które wzrosło i stało się jej narzędziem. Władza nad nimi, którą, jak sądziłyśmy z Prythian, posiadamy, była jedynie złudzeniem ukrywającym przed naszym wzrokiem ich prawdziwą misję.
Obaj zniknęli kilka lat temu. Większość z nas miała nadzieję, że umarli. Niestety, dowiedziałam się od naszych odważnych sióstr i braci, którzy mieszkają teraz w Kaeleer na terytorium o nazwie Małe Terreille, że i Yaslana, i Sadi przebywają w Królestwie Cieni, gdzie pod szatą księcia Dhemlanu ukrywa się sam Wielki Lord. Dzieci bestii wróciły do jej leża!
To nie wszystko. Wielki Lord wywiera niezdrowy wpływ na większość królowych z Kaeleer, a ponadto sprawuje bezwzględną kontrolę nad młodą kobietą, która jest najsilniejszą czarownicą we wszystkich królestwach. Dysponując jej siłą, pokona nas – chyba że uderzymy pierwsi. Nie mamy wyboru, siostry i bracia. Jeśli nie pokonamy Wielkiego Lorda i wszystkich mu oddanych, okrucieństwa, które popełniałam jako jego narzędzie, będą się wydawać dziecinnymi igraszkami w porównaniu z losem, jaki on nam zgotuje.
Urwała na chwilę.
– Wielu waszych przyjaciół i członków waszych rodzin uciekło do Kaeleer przed przemocą, która dusi Terreille. Spójrzcie, co się stało z tymi, którzy wpadli prosto w uwodzicielskie ramiona Wielkiego Lorda.
Za pomocą Fachu zerwała całun zakrywający przód platformy. Potem przycisnęła dłoń do ust, żeby nie zwymiotować, kiedy z okaleczonych ciał poderwały się tysiące much.
Powietrze wypełniła wrzawa, ponad którą wzbił się przenikliwy okrzyk wściekłości i żalu, a potem następny i następny, w miarę jak ci stojący najbliżej platformy rozpoznawali swoich bliskich.
Ponownie używając Fachu, Dorothea delikatnie naciągnęła na ciała zasłonę. Odczekała kilka minut, aż krzyki zmienią się w tłumione szlochy.
– Wiedzcie, że użyję całego znanego mi Fachu i resztek sił, jakie mi jeszcze zostały, aby pokonać tego potwora – powiedziała. – Ale jeśli stawię mu czoło sama, z pewnością poniosę klęskę. Jeżeli staniemy do walki wspólnie, mamy szansę uwolnić się od Wielkiego Lorda i tych, którzy mu służą. Wielu z nas nie przeżyje tej walki, ale nasze dzieci… – Głos jej się załamał. Dopiero po chwili mogła mówić dalej. – Ale nasze dzieci zaznają wolności, za którą zapłaciliśmy tak drogo!
Odwróciła się i zachwiała. Zarządca Dworu i Dowódca Straży podtrzymywali ją z dwóch stron, kiedy szła przez platformę, a potem schodziła po schodach. Ich oczy pełne były dumy i łez, kiedy ostrożnie sadzali ją w otwartym powozie, który miał ją odwieźć do pobliskiej rezydencji. Ale gdy chcieli udać się wraz z nią, pokręciła przecząco głową.
– Macie tu obowiązki – powiedziała przyciszonym głosem.
– Ale pani… – zaczął protestować Dowódca Straży.
– Proszę. Wasza siła przysłuży mi się lepiej, jeśli pozostaniecie tutaj. – Przywołała złożoną kartkę papieru i podała ją zarządcy. – Jeśli królowe z tej listy będą się chciały ze mną zobaczyć, wyznacz audiencję na popołudnie. – Widziała w jego oczach, że chciał zaprotestować, ale nic nie powiedział.
Woźnica cmoknął cicho na konie. Dorothea rozsiadła się wygodnie i opuściła powieki, by ukryć błysk w oczach.
Ty synu kurwiącej się czarownicy, wykonałam pierwszy ruch. I teraz wszystko, co zrobisz, zostanie użyte przeciwko tobie!
2. Terreille
Alexandra Angelline drżała, choć poranek był ciepły. Czekała, aż Philip Alexander wróci z oględzin okaleczonych ciał leżących na drewnianej platformie. Rzuciła rozgrzewające zaklęcie na ciężki, wełniany szal, którym była okryta, choć wiedziała, że nic to nie da. Żadne zewnętrzne źródło ciepła nie było w stanie rozproszyć chłodu, który wżarł się w jej kości.
Jest za wcześnie – powtarzała sobie w myślach. – Wilhelmina przeszła przez Wrota wczoraj rano. Nie może być wśród…
Vania i Nyselle, królowe prowincji, które ze sobą przywiozła, wróciły już do gospody wraz ze swoimi orszakami. Nie zaproponowały, że poczekają razem z nią. Kilka lat temu – kilka tygodni temu – na pewno by to zrobiły. Wtedy w nią wierzyły, mimo jej rodzinnych problemów.
Ale kilka tygodni temu ktoś wysłał sekretną wiadomość do trzydziestu najsilniejszych czarownic z Chaillot – do wszystkich prócz niej i jej córki Leland. Zaprosił je na wycieczkę po Briarwood i obiecał ujawnić, co stało się z ich młodymi krewnymi, które umieszczono w tym szpitalu, a które zniknęły bez śladu. Briarwood, instytucja zapewniająca opiekę zaburzonym emocjonalnie dzieciom, stało zamknięte od kilku lat, odkąd tajemnicza choroba zaczęła zabijać mężczyzn z arystokratycznych rodzin w Beldon Mor, stolicy Chaillot – choroba, która miała jakiś związek z tym miejscem.
Czarownice stawiły się wyznaczonej nocy i poznały straszliwe tajemnice Briarwood. Ich przewodniczka, dziewczynka-demon o imieniu Rose, zaprezentowała im duchy, nie okazując żadnej litości dla uczuć czarownic. Jedna kapłanka odnalazła swoją kuzynkę, która zniknęła, kiedy były dziećmi – okazało się, że została zamurowana w ścianie. Królowa prowincji rozpoznała szczątki córki swojej przyjaciółki.
Czarownice obejrzały pokoje służące do zabawy. Zwiedziły cele, w których stały wąskie łóżka. Oglądnęły ogród warzywny i spotkały się z jednonogą dziewczynką.
Podążały, oniemiałe, za Rose, która z uśmiechem objaśniała im szczegółowo, jak i dlaczego umarło każde dziecko. Opowiedziała im o dzieciach-demonach, które odeszły do Ciemnego Królestwa, by zamieszkać z cildru dyathe. Wymieniła nazwiska wszystkich „wujków” z Briarwood, mężczyzn wspierających ten chory przybytek i z niego korzystających, oraz wszystkich złamanych czarownic z arystokratycznych rodzin, czarownic, które „wyleczono” z emocjonalnych problemów, pozbawiając wewnętrznej mocy, a potem odesłano do domów.
Wśród „wujków” Rose wymieniła Roberta Benedicta, pierwszego męża Leland i ważnego członka męskiej Rady – Rady, którą zdążyła już zdziesiątkować tajemnicza choroba.
Uzdrowicielka, która była w grupie, zapytała o tę chorobę. Rose uśmiechnęła się tylko i powiedziała: – Samo Briarwood jest trucizną. Nie ma lekarstwa na Briarwood.
Alexandra ciaśniej okryła się szalem, ale mimo to nie przestawała się trząść.
Gniew, jaki wybuchł w całym Chaillot, podzielił prowincję. Beldon Mor zmieniło się w pole walki. Członkowie męskiej Rady, którzy jeszcze nie umarli na tę dziwną chorobę, zostali w okrutny sposób straceni. Kiedy kilku arystokratów otruto, wielu wyprowadziło się do gospód albo klubów, ponieważ bało się jeść i pić to, co przeszło przez ręce kobiet z ich rodzin.
Kiedy opadła pierwsza fala gniewu, czarownice zwróciły się przeciwko Alexandrze. Nie obwiniały jej o stworzenie Briarwood, ponieważ zbudowano je, nim została królową Chaillot, natomiast obwiniały ją zajadle o ślepotę. Tak bardzo była zajęta bronieniem Chaillot przed wpływami Hayll i próbami zachowania władzy wbrew woli męskiej Rady, że nie dostrzegła niebezpieczeństwa czającego się obok. Wszyscy szeptali, że to tak, jakby nie pozwalała mężczyźnie obmacywać swoich cycków, kiedy już trzymał fiuta między jej nogami.
Winiły ją, ponieważ Robert Benedict mieszkał przez cały ten czas w jej domu i grzał łóżko jej córki. Skoro nie potrafiła dostrzec zagrożenia, które codziennie siadało przy jej stole, jak mogła chronić swój lud przed innymi niebezpieczeństwami?
Winiły ją za czyny Roberta Benedicta i los wszystkich młodych czarownic, które zmarły albo zostały złamane w Briarwood.
Sama Alexandra obwiniała się o to, co stało się z Jaenelle, jej młodszą wnuczką. Pozwoliła zamykać to dziwne, trudne dziecko w takim miejscu. Nie znała sekretów Briarwood, ale gdyby uznała zmyślane przez Jaenelle historie za próbę zwrócenia na siebie uwagi, a nie za denerwujący problem towarzyski, mała nigdy nie zostałaby tam posłana. A gdyby nie zlekceważyła nienawiści, jaką dziewczynka okazywała zawsze doktorowi Carvayowi, być może wcześniej poznałaby prawdę.
Ale nie wiedziała tego na pewno. I teraz już było za późno na znalezienie odpowiedzi.
W tej chwili miała inny problem rodzinny. Jedenaście lat temu Wilhelmina Benedict, córka Roberta z pierwszego małżeństwa, uciekła z domu, twierdząc, że ojciec próbował wykorzystać ją seksualnie. Philip Alexander, nieślubny przyrodni brat Roberta, odszukał bratanicę, ale nie chciał zdradzić rodzinie, gdzie ona przebywa. Alexandra była wtedy na niego za to wściekła, ale ostatnio zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Philip nie domyślał się, co się działo pod przykrywką Briarwood, szczególnie że to dzięki jego energicznym działaniom zamknięto szpital.
Dwa dni temu Alexandra otrzymała od Wilhelminy list, w którym dziewczynka poinformowała ją, że udaje się do Kaeleer, Królestwa Cieni. Nie, nie dziewczynka – Wilhelmina miała teraz dwadzieścia siedem lat. Ale nie miało to znaczenia. Nadal należała do rodziny. Nadal była wnuczką Alexandry.
Królowa pokręciła głową, żeby odpędzić od siebie złe myśli, i zobaczyła wracającego Philipa. Wstrzymała oddech i zajrzała pytająco w jego szare oczy.
– Nie ma jej wśród nich – powiedział cicho Philip.
Alexandra odetchnęła głęboko.
– Ciemności niech będą dzięki.
Zdawała sobie jednak sprawę z tego, co nie zostało dopowiedziane: jeszcze nie.
Philip podał jej ramię. Przyjęła je, wdzięczna za wsparcie. To był dobry człowiek, prawdziwe przeciwieństwo swojego przyrodniego brata. Ucieszyła się, kiedy Leland zdecydowała się z nim zaręczyć, a jeszcze bardziej, gdy się pobrali, po regulaminowym roku narzeczeństwa.
Obejrzała się w stronę platformy, z której Dorothea SaDiablo wygłosiła swą przerażającą mowę.
– Wierzysz jej? – spytała cicho.
Philip prowadził ją wśród grupek wstrząśniętych ludzi, którzy nadal tulili się do siebie i zbierali odwagę, by spojrzeć na rozczłonkowane ciała.
– Nie wiem. Jeśli choć połowa z tego, co mówi… jeśli Sadi… – słowa uwięzły mu w gardle.
Alexandra nadal śniła koszmary za sprawą Daemona Sadiego. Podobnie jak Philip, ale z innych powodów. Kiedy Jaenelle została wysłana po raz ostatni do Briarwood, Sadi groził Alexandrze i dał jej przedsmak pogrzebania żywcem w grobie. Natomiast gdy użył swej ciemnej mocy, by złamać Pierścień Posłuszeństwa, zniszczył połowę Kamieni Krwawych w Beldon Mor. W tej eksplozji mocy siła Philipa została zredukowana do Zielonego Kamienia należnego mu z urodzenia.
– Możemy wsiąść do Wozu jeszcze dziś – powiedział Philip. – Jeśli wykupimy podróż takim, który obsługuje ciemniejsze Wiatry, już jutro będziemy w domu.
– Jeszcze nie. Chcę porozmawiać z Zarządcą Dworu Dorothei. Może umówi mnie na audiencję.
– Jesteś królową – warknął Philip. – Nie powinnaś być zmuszana błagać o audiencję u kapłanki, bez względu na to, kim…
– Philipie – ścisnęła jego ramię. – Dziękuję ci za twą lojalność, ale teraz jesteśmy żebrakami. Nie stać mnie już na zuchwalstwo. Nie wiem, czy Dorothea naprawdę nie jest potworem, jakim się zawsze wydawała, ale jestem przekonana, że Wielki Lord Piekła stanowi większe zagrożenie. – Zadrżała. – Musimy się udać do Kaeleer i odszukać Wilhelminę. Ale zanim tam pojedziemy, musimy się jak najwięcej dowiedzieć o wrogu, bez względu na źródło.
– Dobrze – odparł Philip. – A co z Vanią i Nyselle? Pojadą z nami?
– Pojadą albo zostaną, jak zechcą. Na pewno nie będzie ich obchodzić moja wola. – Westchnęła. – Kto by pomyślał miesiąc temu, że będę musiała uznać Dorotheę za sprzymierzeńca?
3. Terreille
Kartane SaDiablo spacerował po ogrodach rezydencji, starannie ignorując domysły i współczujące spojrzenia tych nielicznych osób, które nie ukryły się w domach.
Poczekał, aż powóz Dorothei zniknie mu z oczu, i dopiero wtedy zszedł z platformy. Rozczłonkowane ciała, które na niej pozostawiono, by tłum mógł im się przyjrzeć, nie budziły jego niepokoju. Na Ognie Piekielne, Dorothea nieraz robiła takie – i gorsze – rzeczy, kiedy chciała się zabawić, ale najwyraźniej nikt o tym nie pamiętał. Albo może żaden z tych głupców nigdy nie widział Arcykapłanki w tym jej nastroju.
Ale Zarządca Dworu i Dowódca Straży… Idioci bez jaj. Mieli prawdziwe łzy w oczach, kiedy pomagali jej wsiąść do powozu. Jak mogli uwierzyć, że przez tyle wieków pozostawała pod władzą zaklęcia i że tak naprawdę nie rozkoszowała się cierpieniem swoich ofiar?
Och, faktycznie, jej mowa brzmiała szczerze i była pełna skruchy. Nie uwierzył w ani jedno jej słowo. Żaden mężczyzna, który kiedykolwiek musiał zadowolić Dorotheę w łóżku, nie mógł jej wierzyć. Daemon na pewno by nie uwierzył.
Daemon. Syn Wielkiego Lorda. To wyjaśniało wiele kwestii związanych z jego „kuzynem”. Czy Dorothea wiedziała o tym przez wszystkie te lata, kiedy Daemon wychowywał się na jej dworze jako bękart? Musiała wiedzieć. A to oznaczało, że Wielki Lord Piekła nie żywił miłości do Arcykapłanki Hayll.
To z kolei prowadziło do problemów Kartane.
Tajemnicza choroba, która pojawiła się niemal trzynaście lat temu, dopadła i jego. Wszyscy mężczyźni, którzy zabawiali się w Briarwood, skończyli w grobach, ale on był Haylleńczykiem, a więc należał do długowiecznej rasy, i ani razu nie wrócił do Chaillot. Być może to dlatego pozostał przy życiu, jako jedyny. Ale ostatnio zaczynał czuć, że jego czas się kończy.
Kiedy kilka tygodni temu ujawniono związek pomiędzy chorobą a Briarwood, zaczął rozgryzać problem – w chwilach gdy jego umysł nie pogrążał się w koszmarach wykluczających myślenie – i wciąż dochodził do tego samego wniosku. Jedyne Uzdrowicielki, które mogły mieć dość mocy, by uleczyć chorobę, nim całkiem go zniszczy, i jedyne, które nie znały jej przyczyny, mieszkały w Kaeleer. Prawdopodobnie służą na dworach królowych terytoriów – jeśli Dorothea nie kłamała i na ten temat – znajdujących się pod kontrolą Wielkiego Lorda. A to oznacza, że musi znaleźć coś, co kupi mu jego pomoc. Teraz, dzięki małej przemowie Dorothei, uzyskał informacje, które dla Księcia Ciemności mogły się okazać bardzo interesujące.
Uśmiechnął się, zadowolony ze swojej decyzji. Odczeka jeszcze kilka dni, wywęszy więcej informacji, a potem złoży krótką wizytę w Królestwie Cieni. [...]